wtorek, 12 lipca 2016

7. " Everything has an end."


      Szczerze? Nie miałem pojęcia, dlaczego moje stopy niemal od razu powędrowały w czarne supry i zaniosły mnie wprost do windy. Zjechałem na sam dół, naciągając kaptur na głowę. Nikt nie mógł mnie przecież poznać, to byłoby tragiczne. Scooter by mnie zabił, to po pierwsze, zresztą ani trochę nie miałem ochoty na to, by rozdawać kolejną serię autografów, albo na pozowanie do zdjęć. Wszyscy myślą, że to jest takie cudowne i nie ma prawa się znudzić? Otóż nie. Z drugiej strony nie można tego odbierać w ten sposób, że ja nie cenię moich fanów. Uwielbiam ich i dzięki ich istnieniu, istnieję też ja.
      Musiałem wezwać taksówkę. Na Boga, nie pamiętam kiedy ostatnio używałem tego środka transportu. Nie mogłem poprosić mojego szofera, by mnie zawiózł, zresztą uznałem, że ta noc będzie taka, jakbym był zwykłym nastolatkiem, bo tak naprawdę moja młodość została mi wydarta. Prościej będzie powiedzieć, że tak naprawdę jej nie miałem, nie licząc pojedynczych spotkań czy weekendów. Cóż, musiałem się liczyć z konsekwencjami, coś za coś.
      Wyszedłem z hotelu, czując w nozdrzach ostre powietrze. Skręciłem w lewo, patrząc na mój GPS na telefonie. Nieopodal zauważyłem taksówkę stojącą na poboczu i podszedłem zgrabnie. Otworzyłem drzwi, wsiadłem do żółtego auta, czując się nieswojo.
- Do Central Parku, proszę.
- Się robi. - odparł krótko i chyba sarkastycznie kierowca. Miałem świadomość, że ma dość. Dochodziła pierwsza w nocy.
       Droga minęła dość szybko. Pewnie dlatego, że nie było ruchu, a na drodze widziałem tylko kilka aut. Minęliśmy ostatnie skrzyżowanie, gdy taksówka zjechała na pobocze, tuż obok muru, za którym był właśnie mój cel.
- Dziękuję. - powiedziałem podając mu stu dolarowy banknot.
      Starszy mężczyzna spojrzał się na mnie, będąc całkowicie zaskoczonym, a ja posłałem mu tylko uśmiech. Nie miałem pojęcia czy mnie poznał, czy nie. To nie było w tym momencie najważniejsze. Wysiadłem z dużego, żółtego auta, obklejonego rożnymi naklejkami, które zawierały informacje na temat ceny za kilometr i takie tam, kierując się do wejścia. Powoli szedłem główną, brukową alejką, nie mając pojęcia, gdzie jest Juliet. Swoją drogą, miałem świadomość, że nie powinienem się spotykać. Ale wydawała się taka inna, taka zupełnie odrealniona. Nie była napaloną na mnie nastolatką i to chyba najbardziej mnie w niej kręciło, że nie miała fioła na moim punkcie. Z jednej strony mi to odpowiadało, a z drugiej smuciło. Mówią, że kobiety nie sposób zrozumieć, weź zrozum mężczyznę. Zaśmiałem się w duchu i poprawiłem kaptur.
- Ukrywasz się przed kimś?
     Usłyszałem, na co natychmiast się odwróciłem. Ujrzałem ją w obcisłych, ciemnych jeansach, czarnych butach na niskim obcasie i granatowym, jesiennych płaszczyku. Wyglądała niesamowicie słodko, była niewiarygodnie szczupła. Długie, ciemne włosy zwisały jej wzdłuż ramion i pleców. Było ich naprawdę dużo. Uśmiechnąłem się w jej stronę i czekałem, aż się do mnie zbliży.
- Można tak powiedzieć. Jestem tu dzisiaj incognito.
- Uciekłeś? - rozszerzyła oczy, co było niesamowicie zabawne.
      Przybrałem zawstydzoną minę, po czym również zaśmiałem się. Ruszyliśmy przed siebie, pokonując kolejne metry. Nie wiem dlaczego czas tak szybko mijał. Miałem wrażenie, że spacerujemy dopiero przez kilka minut, co w rzeczywistości było ponad godziną. Nie rozumiałem tego, ale to wszystko sprawiało, że czułem się naprawdę dobrze. Nie chciałem, by to kiedykolwiek się kończyło. Było mi dobrze, po raz pierwszy miałem wrażenie, że ktoś chce mnie słuchać, pomimo tego, że czułem jej dystans. Miała do mnie uprzedzenie i właśnie przez to nienawidziłem mediów. Nie cierpiałem tego, co robią z człowiekiem. Za jakie gówno go przedstawiają. To bolało mnie najbardziej.


     Co ja tu do cholery robię? To pytanie zadawałam sobie odkąd tylko wysiadłam z samochodu. Zaraz, zaraz. Przecież ja sama zaproponowałam to spotkanie, co też było tak bardzo spontaniczne, że aż zaskoczyłam sama siebie, gdy uświadomiłam sobie kilkanaście sekund po wysłaniu wiadomości, co właśnie zrobiłam.
     Ja. Zwykła dziewczyna, będąca w ostatniej klasie, aplikująca do uczelni, która ma zbyt wysokie wymagania w stosunku do mnie, właśnie umówiłam się z gwiazdorem, który jak sądzę ma mnie głęboko w dupie i robi to bo 'kocha swoje fanki'. Tyle, że jest jeden, malusieńki problem. Wcale nie jestem jego fanką. Myślę, że on doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Może to go tak boli? Może tylko wyłącznie to go interesuje we mnie? Przecież zupełnie nie wie, jaka jestem naprawdę. Właściwie.. Czy ktoś w ogóle mnie zna? Czy ktoś naprawdę zna jego?
- Myślę, że to było najbardziej szalone co zrobiłem od kilkunastu miesięcy, Juliet.
     Spojrzałam się na niego, będąc nieźle zszokowaną. Serio? Wkręca mnie, jestem pewna, tylko nie rozumiem dlaczego. Zaczął śmiać się, naprawdę głośno.
- Przecież Justin Bieber to najbardziej imprezowy nastolatek na świecie. - zaśmiałam się. - Nie czytasz wiadomości o sobie?
- Wyobraź sobie, że unikam tego jak ognia. - mrugnął do mnie, na co tak jakby ugięły mi się kolana.
      Ej, wyluzuj, dziewczyno. Nic się nie dzieje, prawda? Prawda?
- Brakuje ci szaleństwa? Tobie? Który może robić co mu się tylko podoba? - zmarszczyłam brwi, unosząc dłonie w geście niezrozumienia.
      Spojrzał na mnie spod ukosa, wyraźnie był zirytowany tym, co powiedziałam. Naprawdę on się dziwi, że to powiedziałam? Wszyscy wiedzą, że tak może być, łącznie z nim samym. Facet może mieć wszystko i narzeka, że dawno nie robił nic tak szalonego? To nie tylko mnie zaskoczyło, ale też w jakiś sposób rozczarowało. Nie taki był mój pogląd na niego. Może on tylko udaje? Tylko nie rozumiem dlaczego się zgrywa, dla mnie, dziewczyny, która więcej nie będzie z nim rozmawiała.
- Justin, co takiego chciałbyś zrobić dzisiaj?
- Mam ochotę zjeść jakąś niezdrową rzecz, siedząc w jakimś obskurnym barze i ciesząc się tym. Chcę zapłacić normalną sumę, a nie wychodzić bez zapłacenia ani grosza. Chcę poczuć się jak zwykły nastolatek, jak normalny chłopak, człowiek, jak... - urwał.
- Jak ja? - dokończyłam za niego.
      Pokiwał nieśmiało głową. Zrobiło mi się go dziwnie żal. Może nieco współczucia we mnie się pojawiło? Skoro już wyszłam z nim o tak późnej godzinie, nie zaszkodzi mi go zabrać na fastfooda, o którym marzy. Nie cierpiałam takiego jedzenia. Nie wiem czym wszyscy się tak zachwycają.
- Zabiorę cię na kebaba, do jedynego, otwartego o tej porze baru, który definitywnie potrzebuję odnowy. Pasuje?
- Brzmi doskonale. - zaśmiał się.
      Zawróciliśmy do mojego samochodu, był nim Audi TT z rozsuwanym dachem. Justin usiadł bez gadania na miejscu pasażera i zapiął pasy. Wydawał się być nieco skrępowany, jak na moje oko. Powinien być przyzwyczajony do tego, że ktoś non stop go wozi. Nie dziewczyna. 
      Droga zajęła nam zaledwie kilka minut. Zaparkowałam auto przed samym wejściem, a Justin otworzył przede mną drzwi baru. Miał nadzieję, że nikogo nie będzie, nadal chciał się ukryć przed wszystkimi. na nasze szczęście nie było tu żywej duszy, a nawet pan, robiący kebaby wydawał się spać na ladzie.
- Halo. - powiedziałam nieco głośniej, by sprawić, żeby zauważył, że ktoś jednak je po północy.
- Słucham?! - ocknął się młody mężczyzna i przybrał słaby uśmiech, przez przymrużone oczy.
     Pokazałam dłonią, by Justin podszedł do lady i zamówił to, co chce zjeść. Z radością zbliżył się i zaczął wybierać składniki i wielkość.
- 10$. - usłyszał cenę.
     Justin zaczął szukać portfela po kieszeniach, o ile coś takiego w ogóle posiadał, ale niestety rozczarował się. Spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem i wydął wargi w geście prośby. Ponownie zbliżyłam się do nich i położyłam 10$ banknot na ladzie.
- Dziękuję. - powiedział Justin i pogładził dłonią moje ramię.
     Wzdrygnęłam się na ten gest i już po 5minutach patrzyłam, jak Justin zajada się fastfoodem. Przyznam, że było to bardzo zabawne i zupełnie nie wiem dlaczego. Co jest śmiesznego w tym, że ktoś je i wyraźnie mu to smakuje? Wyglądał jak dziecko, które dostało coś, o czym od dawna marzyło.
- I jak?
- To jest takie... - urwał, oblizując wargi z sosu. - ..dobre.
      Zaśmiałam się głośno i wróciłam do obserwowania go. Wszystko w nim było takie perfekcyjne, każda część jego ciała. Tak był stworzony. Musiał być wykreowany w taki sposób, by jak najwięcej osób myślało, że jest idealny. A wcale nie był. Był cały ubrudzony sosem pomidorowym. Jego palce, usta, a nawet broda były pokryte czerwoną cieczą. Uśmiechnęłam się pod nosem i podałam mu serwetki. Przeprosił zgrabnie i wytarł się po zjedzeniu.
- Dziękuję, że mnie tu zabrałaś, jestem twoim dłużnikiem. - poprawił swoje włosy.
- I wisisz mi 10$. - puściłam do niego oczko i skierowałam się powoli do wyjścia.
     Wiedziałam, że chłopak podąża za mną. Poczułam świeże powietrze w nozdrzach i odszukałam kluczyki w torebce.
- Juliet?
      Spojrzałam na niego wyczekująco, zastanawiając się czego może jeszcze chcieć tego wieczoru. Zbliżała się pierwsza w nocy i musiałam wracać do domu. Byłam świadoma, że rodzice i tak pewnie nawet nie wiedzą, że nie ma mnie w domu. Westchnęłam cicho, próbując zagłuszyć ten przykry fakt.
- Mógłbym poprowadzić twoje auto? Tak dawno nie..
- No właśnie ze względu na to, że dawno nie prowadziłeś, może lepiej nie. Kocham to autko. - pogłaskałam moje Audi po masce.
      Justin wydął wargi w geście niezadowolenia, a jednocześnie i prośby. Skrzyżowałam ręce na piersi i wręczyłam mu kluczyki. Klasnął w dłonie i z uśmiechem szerokim, jak banan wsiadł do auta. Odsunął nieco fotel i szybko wycofał z miejsca parkingowego. Nieco wgniotło mnie w fotel, za co go skarciłam. Wreszcie ściągnął kaptur z głowy, po raz pierwszy dzisiejszego wieczora.
      Jechał dość powoli, zmierzając z powrotem do hotelu, w którym się zatrzymał. Włączył radio, w którym akurat leciała jego piosenka. Jak na złość tą, którą znałam. Chłopak znacznie pogłosił i zaczął śpiewać. Spojrzałam na niego, a on jednocześnie zrobił to samo.
- Śpiewasz swoje własne piosenki, jednocześnie ich słuchając? - próbowałam przedrzeć się przez radio.
- Po prostu lubię to robić dla kogoś.
      Jechaliśmy prostą drogą, mając las z dwóch stron. Oparłam głowę o zagłówek siedzenia i wsłuchiwałam się w jego głos. Na żywo śpiewał naprawdę dobrze. Chyba nie musieli zbyt wiele poprawiać w tych wszystkich komputerach. Byłam naprawdę pod wrażeniem. Justin jechał ze słabo widocznym uśmiechem na twarzy i miałam wrażenie, że naprawdę podobał mu się ten wieczór. Z drugiej strony ocknęłam się i uświadomiłam sobie co właśnie zrobiłam. Nie jestem jego fanką. Dlaczego zachowuje się jakbym była? Na szczęście to więcej się już nie powtórzy.
       Piosenka skończyła się, a Justin przyciszył radio. Odchrząknął, a ja odwróciłam głowę, wpatrując się w te wszystkie mijane rzeczy za oknem. Nie spostrzegłam nawet, kiedy Justin zajechał przed hotel. Wyszłam z samochodu, by się z nim zamienić.
- Szczęśliwego powrotu do domu, Justin. - uśmiechnęłam się.
- Nie udawaj takiej oficjalnej, Juliet.
       To zwaliło mnie z nóg. Zupełnie nie wiedziałam o co mu chodzi. Poczułam się tak cholernie zawstydzona i zakłopotana. Justin zrobił krok w moją stronę, zmierzwił swoją grzywkę i nadal nie miał kaptura. Jego spojrzenie było takie przeszywające i przenikliwe. Nie mogłam zebrać żadnych myśli do kupy.
- Z twoich oczu można wiele wyczytać. - przerwał ciszę między nami.
- O co chodzi, Justin? W czym masz problem? - wzruszyłam ramionami. - Muszę wracać do domu.
- Zrób to, na co masz ochotę. - zagrodził mi drogę. Dzieliło nas tylko kilka centymetrów. Ta odległość była zdecydowanie zbyt mała.
       Na co mam ochotę? Nie wiem, na co mam ochotę. Pocałuj go. Wszystko we mnie buzuje. Mój wzrok wędruje od jego hipnotyzujących oczu, do pełnych warg, czekających tylko na dotyk drugich. Wrzało we mnie. Mój oddech przyśpieszył, dłonie zaczęły lekko pocić. Oblizałam swoje wargi, które były nieco suche.
- Zrób to. - szepnął.
      Przymknęłam oczy i delikatnie rozchyliłam wargi. Nie wiem dlaczego się to działo, ale delikatnie zbliżałam się w jego stronę. Gdy czułam już jego oddech w swoich nozdrzach, coś prysło. Usłyszałam hałas, pstrykanie aparatów, flesze, masę głosów. Justin natychmiast naciągnął kaptur na głowę, a dłoń położył na mojej, każąc mi się schylić.
- Nie mogą nas zobaczyć razem!
     Niewiarygodnie szybko pokonaliśmy odległość dzielącą nas od wejścia do hotelu. Ochrona budynku, zatrzymała dziennikarzy na zewnątrz. Nasze oddechy były nierówne i nienaturalnie szybkie. Co to wszystko miało znaczyć?! Otrząsnęłam się z tego transu i nie mogłam uwierzyć w to co się działo. Na co ja pozwoliłam?! W moich oczach wezbrały się łzy. Tylko już sama nie wiedziałam czy ze złości, czy ze smutku, bo uciekł, by mnie ukryć.
- Przepraszam, Juliet, nie miałem pojęcia, że gdziekolwiek mnie jeszcze dzisiaj złapią.
- Nic więcej nie mów. - zacisnęłam pięść. - Jestem głupia i naiwna, że nawet przez sekundę pozwoliłam sobie myśleć, że nie jesteś taki, za jakiego cię uważałam od zawsze.
- Juliet, przestań.
- Ale miałam rację. Jesteś egoistycznym, rozpuszczonym dzieciakiem, który jest zbyt pewny siebie a przede wszystkim uważa, że jest najważniejszy i wszystko mu wolno. Wyobraź sobie, że są też inni ludzie, którzy mają coś takiego jak uczucia! To pojęcie jest ci znane, Justin? Huh?
      Nieco ulżyło mi, gdy wyrzuciłam z siebie to wszystko. Skrzyżowałam ręce na piersi i nawet nie czekając na odpowiedź chłopaka ruszyłam z powrotem do wyjścia. Po co miałam tutaj stać? Rozmowa z nim była pozbawiona sensu. Zresztą w ogóle nie miałam na nią ochoty.
- Zaczekaj.
- Co jeszcze chcesz usłyszeć?
- Musisz wyjść tylnym wyjściem, oni tutaj stoją i czekają. Chcą twojego zdjęcia, twoich słów, a później wszystko przekręcą. Nie chcę cię w to mieszać. Daj kluczyki boyowi, który podjedzie twoim autem pod tylne wyjście. Udaj się tam.
       Cisnęłam kluczykami w boya, który podszedł i mijając Justina, nawet nie spojrzałam mu w oczy. Miałam nadzieję, że więcej nie będę miała styczności z tym człowiekiem. Jestem głupia, że nawiązałam z nim jakąkolwiek rozmowę. Powinnam go potraktować z dystansem, jak każdą osobę, z jaką prowadzę interesy. Nacisnęłam przycisk, wołając windę, która miała zawieźć mnie na poziom -1. Zagłębiłam się w jej środku, ostatni raz patrząc na Justina. Chłopak tylko na chwilę spojrzał mi w oczy, a potem z wściekłością uderzył pięścią, jakby w powietrze. Nie wiem co stało się później, ponieważ drzwi windy zasunęły się.


____________________________________________________
Kurcze.. tak pięknie, kolorowo, taki swobodny, beztroski Justin...
prawie był pocałunek JULIN (Juliet + Justin, co wy na to?) a tu nagle czar prysł..
PRZYKRO MI :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz