niedziela, 15 maja 2016

3. "Excited?"


      Pomijając całkiem istotny fakt, że ciotka Briana, myślała, że jestem jego dziewczyną, wszystko było w porządku. Była niesamowitą kucharką. Zamawiane obiady, albo te w restauracjach nie umywały się do tych domowych. Mogłabym jeść i jeść. Od razu po śniadaniu, kazałam Brianowi zamówić taksówkę na godzinę 12, żebyśmy na czas znaleźli się w hotelu, gdzie byłam umówiona z Scooterem. Brian namówił mnie, bym go zabrała ze sobą. W sumie czemu nie? Nie będzie mi chyba przeszkadzał, a co więcej może się czegoś nauczy? Byłyby dwie pieczenie na jednym ogniu.
      Naciągnęłam cieniutkie rajstopki na nogi, wsunęłam je w czarne koturny i poprawiłam krótką, czarną, spódnicę, do której nałożyłam białą, koszulową bluzkę. Byłam zadowolona z efektu końcowego, gdy wyprostowałam włosy, wytuszowałam rzęsy i przejechałam błyszczykiem po wargach. Zeszłam na dół, łapiąc małą kopertówkę i teczkę z umową, regulaminem, wymogami, przepisami i zasadami całego tego wydarzenia. Byłam perfekcyjnie przygotowana, nic nie mogło mnie zaskoczyć. Przynajmniej wtedy tak myślałam.
- Wow, Juliet wyglądasz olśniewająco. - Brian wstał z kanapy, na której siedział ze swoją ciocią.
     Miał na sobie czarne spodnie i blado-błękitną koszulę, którą w nie wpuścił.
- Dziękuję. - posłałam mu uśmiech. - Taksówka już czeka?
- Fuck. - jęknął. - Zapomniałem!
- Jedźcie moim Land Roverem.
     Przenieśliśmy na nią wzrok, będąc w szoku. Przejażdżka takim autem, to jednak nie jest byle co. Samochód jego cioci był wysoki, prezentował się po prostu świetnie, w dodatku był w lśniącym, czarnym kolorze, z błyszczącymi srebrnymi akcentami. Jeżdżący cud.
- Dziękuję. - zaśmiał się Brian. Był wniebowzięty, że będzie miał okazję poprowadzić takie cacko.
     Po niedługiej chwili siedzieliśmy już w samochodzie, zmierzając w kierunku największego i najbardziej eleganckiego hotelu w okolicy, a na pewno w mieście - Vancouver's Ease. 
- Denerwujesz się?
- Nie. Odbyłam dziesiątki tak ważnych spotkań. Lubię takie rzeczy. - odparłam.
- Tam będzie ten Bieber?
- Mam nadzieję, że nie. Nie sądzę, by mu się chciało.
- Widzę, że nie jesteś jakoś specjalnie nim podniecona.
      Wzruszyłam ramionami z obojętnością. To chyba było oczywiste. Czym miałam się tak ekscytować? Kim on jest? Bogiem raczej nie, królem Anglii też nie. Mimo wszystko, rozumiałam jego fanki. Sama miałam takich idolów, na widok których miękły mi kolana.
- Patrz na drogę. Ciocia zabiłaby cię, gdybyś zarysował jej auto. - zaśmiałam się.
- Myśli, że jesteśmy parą.
- Nie jestem głupia, zresztą tak to wygląda. Przywozisz dziewczynę do rodzinnego domu i co myślisz? Popatrz na to z drugiej strony.
      Przygryzł dolną wargę i spuścił głowę w dół, ale tylko na sekundę. Co to było? Zakłopotanie, zdenerwowanie? Nie mogłam tego rozpoznać. Wiem, że poczułam się dziwnie, niezręcznie. Nie wiedziałam co mam zrobić, jak się zachować. Brian nigdy wcześniej przecież nie wykazywał żadnych uczuć do mnie.
- Jesteś piękna. - powiedział, spoglądając na mnie. Nasze spojrzenie spotkało się na moment.
      Na bank się zarumieniłam, czując się adorowana. Dlaczego on to robi? W głowie od razu zrodziła mi się myśl, że nie powinien był przyjeżdżać tutaj ze mną.
      Nawet nie wiem kiedy cała droga została przez nas pokonana. Wysiadłam z auta, kierując się powoli do wejścia, kiedy Brian ujął moją dłoń.
- Mogę?
- Jasne. - odparłam krótko. Nie wiem dlaczego na to pozwoliłam, po prostu powiedziałam to, co mi ślina przyniosła na język.
      Weszliśmy do środka przez ogromne, dwuskrzydłowe, pozłacane, szklane drzwi. Robiły wrażenie, jak cały ten niewiarygodnie wysoki budynek. Nie wiem ile on liczył pięter, pomieszczeń. Podeszłam do recepcji, spoglądając na zegarek. Pięcio-minutowe wyprzedzenie, idealnie.
- Witam serdecznie, nazywam się Juliet Perry, jestem umówiona w tym hotelu ze Scooterem Braunem, kazał dopytywać się w recepcji.
      Zdążyłam zauważyć, że na parterze, wokół wind i przy wejściu stoi wielu dziennikarzy z kamerami.. Czyżby chodziło o Scootera? A może jest z nim Justin?
- Tak, pan Braun ściśle zastrzegł sobie podawanie informacji na temat miejsca jego pobytu, sama pani widzi. - wskazała głową na grupę dziennikarzy. - Będę musiała się jakoś ich pozbyć.
      Pokręciła głową z bezradności i zaczęła klikać coś na dotykowym ekranie. Zajęło jej to krótką chwilę.
- A pan, przepraszam w jakiej sprawie?
- On jest ze mną. Mój asystent, rozumie pani. Potrzebuję swojej prawej ręki na tak ważnym spotkaniu. - puściłam mu oczko.
- Ostatnie piętro, apartament 13. - miała podejrzliwą minę.
      Bez zbędnych dyskusji, skierowaliśmy się oboje w stronę windy, w której wcisnęliśmy ostatnie piętro - czyli 18. Jechaliśmy dość długą chwilę. Podczas tej super przejażdżki, zorientowałam się, że moje serce znacznie przyśpieszyło. Nie wiedziałam co jest grane. Przecież byłam doskonale przygotowana i w ogóle nie zależało mi na tym aż tak bardzo.
     Brian bez ostrzeżenia głośno zapukał w drzwi apartamentu 13.
- Ty idioto. - skwitowałam go.
     Uniósł ręce w obronnym geście i zaczął się ze mnie śmiać. Szepnął mi do ucha, żebym się tak nie denerwowała. Zaskakująco szybko, drzwi otworzyły się. Ujrzałam w nich samego Scootera, tak tego z telewizji i tak tego, który wypromował Justina. Przez moment trochę mnie zatkało przyznam szczerze. Nigdy nie miałam styczności z osobą z takiej branży. Nowe doświadczenie.
- Cześć? - powiedział serdecznie. - Juliet Perry? Zapraszam.
- To Brian Lanter, mój asystent.
- Tak na to się teraz mówi podobno.- odparł. - Chodźcie dzieciaki.
      Niepewnie podążaliśmy za nim, do wielkiego, naprawdę wielkiego salonu. Był cały przeszklony i biały. Idealnie w mój gust, naprawdę. Scooter wskazał nam miejsca na długiej sofie, sam usiadł na sąsiedniej. Miał na sobie czarną koszulkę z jakimś białym wzrokiem przez środek i jeansowe, ciemne spodnie. Na nogach miał drogie buty z jakiejś sportowej firmy. Na stoliku leżało kilka paczek paluszków, jakieś chipsy, napoje gazowane i gry na video, czy xboxa, nie wiem jak to się rozróżnia.
- Justin nie mógł przyjechać, ma inne sprawy, którymi musi zająć się osobiście.
- Przecież nie umawiałam się z nim, tylko z panem. - ochłonęłam. Załatwię to szybko i wrócę do domu.
      Wyciągnęłam papiery z teczki i po kolei podawałam je Scooterowi, omawiając każda po krótce. Nie zadawał pytań, kiwał głową na znak, że rozumie i przyjmuje do wiadomości.
- Załatwmy to szybko, podpisuje pan?
- Jestem Scooter. - mrugnął do mnie.
      W tym samym momencie usłyszałam hałas z pomieszczenia obok i zduszony chichot, niejednej osoby. Schował tam swoich znajomych, gdy przyszłam czy co?
- Widzę, że nieźle sobie to wszystko przygotowałaś.
- Nieźle?
- Juliet jest najbardziej zorganizowaną osobą, jaką znam. - wtrącił nagle Brian.
     Ponownie moją uwagę rozproszyły dziwne dźwięki. Teraz brzmiały, jakby ktoś uprawiał seks i właśnie szczytował. Mój Boże, to były głosy wydawane przez chłopaka. Myślałam, że zaraz zwymiotuję.
- Przepraszam, moi kumple trochę wypili. - tłumaczył Scooter, przez śmiech.
- Jakieś pytania? - postanowiłam tego nie komentować.
- Jeśli chodzi o rzeczy czysto praktyczne i o samego Justina to..
- Ubiór dowolny, byleby nie rozbierał się na scenie. To poważna impreza i porządne miasto. - położyłam nacisk na te słowa.
- Jasne. Tutaj widzę, że chcesz, by Justin wykonał 6 piosenek, mogę zgodzić się na 4. - powiedział.
- Za takie pieniądze tylko 4 piosenki? - poruszyłam się nieco.
- Biznes.
      Zmarszczyłam brwi, nie mogąc złożyć swoich myśli w logiczną całość. Nie wiedziałam jak wywalczyć mój warunek. Nie mogłam przesadzić, bo Scooter mógłby nie podpisać tej umowy.
- Kompromis. 4 i ewentualny bis, czyli 5. Nastolatki szaleją na jego punkcie. - uśmiechnęłam się, próbując przybrać łagodny i miły ton.
- Niech będzie. Zgadzam się. Szczegóły co do rzeczy technicznych typu mikrofony, czy wygląd samej przebieralni wyślę ci emailem.
     Skinęłam głową i podałam mu długopis, by złożył kilka podpisów. Byłam tak cholernie zadowolona, że prawie wszystko mam już za sobą. W sensie tą najtrudniejsza i najważniejszą część. Po chwili uścisnął moją dłoń i odprowadził nas do drzwi.
- Do zobaczenia. - puścił mi oczko. - Po raz pierwszy nie boję się o organizację. Wiem, że poradzisz sobie doskonale.
- Mam nadzieję, że nie zawiodę. - posłałam mu serdeczny uśmiech, a po chwili drzwi zamknęły się.
- Po wszystkim. - skomentował Brian.
       Wypuściłam nadmiar powietrza z płuc i oparłam się plecami o ścianę. Czułam, jak całe napięcie odchodzi z mojego ciała. Miałam ochotę na nieco rozrywki.
- Mam ochotę na jakiegoś drinka.
- Nie musisz mi dwa razy powtarzać. - znów ujął moją dłoń i prowadził w kierunku Land Rover'a.

~*~

      Dochodziła godzina 3 w nocy, a ja w najlepsze bawiłam się z Brianem w jakimś klubie. Zaciągnął mnie do niego niemal siłą. To nie były moje klimaty, nie mój styl. Mimo wszystko w tym momencie nie żałuję, że dałam się namówić. Siedzieliśmy w części, która mieściła się z tyłu klubu, na zewnątrz, na świeżym powietrzu. Śmieliśmy się naprawdę głośno, przyciągając wzrok innych imprezowiczów, których swoją drogą wciąż ubywało. Było już naprawdę późno, tylko nam chyba się nie śpieszyło. Wypiłam dwa drinki, nie byłam pijana, nie taki był cel. Byłam rozluźniona. Brian stwierdził, że tego właśnie mi brakuje. Na szczęście przyjechaliśmy taksówką, więc mój towarzysz również wypił nieco alkoholu. Ciut więcej niż ja.
- Juliet?
- Nie, nie opowiadaj już więcej kawałów.  - przechyliłam trzecią szklankę trunku.
- Jesteś cudowną dziewczyną, naprawdę nigdy takiej nie poznałem.
- Brianie Lanter, czy ty prawisz mi komplementy? Myślałam, że już niczym mnie nie zaskoczysz.
      Chłopak pogładził mój policzek, zakładając mi kosmyk włosów za ucho. Poczułam dziwne ciepło wewnątrz, którego nie potrafiłam opisać. Nie wiem kiedy i dlaczego moje usta znalazły się na jego, ale było to bardzo miłe uczucie. Zaczął mnie całować z pasją, której nigdy wcześniej nie doświadczyłam, przenosząc mnie sobie na kolana. Objął mnie ramionami i przyciągnął tak, że nasze klatki się ze sobą stykały. Było mi dobrze, naprawdę dobrze, ale w głębi, jakieś resztki mojej podświadomości kazały mi przestać. Powoli zaczynałam się łamać, smakując jego języka, nie chcąc kończyć tego epizodu dla własnej przyjemności.
      W pewnym momencie po prostu się na to zdobyłam, odsuwając się od niego, jak poparzona, gdy poczułam jego dłonie pod swoją spódnicą, na pośladkach.
- Przepraszam, ja.. Nie mogę.
     Zerwałam się na równe nogi, chcąc udać się do łazienki, ale w połowie drogi zmieniłam zdanie i po prostu przeszłam przez środek klubu i wyszłam z niego. Stanęłam przy ścianie, opierając się o nią. Moje wargi były lekko napuchnięte gdy je dotknęłam, przez jakże namiętny pocałunek z Brianem. Miałam wyrzuty sumienia. Niby to nic, zwykły pocałunek, przecież teraz każdy tak robi. Ale ja nie chcę niczego do niego poczuć, ja nie chcę, by on coś do mnie czuł. Nie o to w tym chodzi.
     Zaciągnęłam się powietrzem tak mocno, że zrobiło mi się niedobrze. Poczułam w nim dym papierosowy, którego nie znosiłam. Przeszłam przez dość wąski chodnik i oparłam się o hydrant, opróżniając cały swój żołądek. Wszystko co dzisiaj zjadłam wylądowało na małym trawniku.
- Kurwa! - powiedziałam niby głośno, ale sama do siebie.
     Co się ze mną działo? Przecież to do mnie nie podobne. Nigdy się nie upiłam, nigdy nie rzygałam po alkoholu. Dlaczego teraz tak się stało? Ależ byłam na siebie wściekła! Mimo wszystko poczułam się lepiej. Mogłam spokojnie wrócić po Briana i udawać, że między nami nic się nie wydarzyło.
     Gdy się odwróciłam, zobaczyłam trzech mężczyzn wchodzących do klubu. Przecież zaraz zamykają, nie pobawią się raczej. Odczekałam chwilę i również weszłam do środka, przeczesując dłonią włosy. W klubie było ciemniej niż wcześniej. Próbowałam trafić do drugich drzwi, które bezpośrednio wpuszczały do pomieszczenia, jednak chyba ktoś zgasił światło. Uderzyłam się w stopę o jakiś próg, a jednocześnie poczułam mocne pchnięcie w tył, na jakąś ścianę.
- Kurwa, sorry, nie widziałem! - usłyszałam i nagle całe pomieszczenie wypełniło światło.
      O mało znów się nie przewróciłam, gdy zobaczyłam, że przede mną stoi sam Justin Bieber, który zmierzał do wyjścia. Wow, jednak jest w mieście i byłam pewna, że to on hałasował w tym pokoju, gdzie rozmawiałam ze Scooterem. Byłam wściekła, a tym samym zdezorientowana i...podekscytowana? Nie....
- Juliet?
- Scooter?


________________________________________________________
Na początku powiem o wspaniałym szablonie, który otrzymałam od AVELINE GROSS.
Nie mogę się na niego napatrzeć *.*
DZIĘKUJĘ KOCHANA JESZCZE RAZ!

KOMENTUJCIE, OBSERWUJCIE

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz