poniedziałek, 23 maja 2016

5. "I'll show you."


    Nie wiedziałam nawet kiedy te trzy tygodnie minęły. TEN dzień właśnie nadszedł. Dokładnie za 2 godziny rozpoczynał się koncert Justina Biebera w moim mieście. Wszystko szło, jak zwykle po mojej myśli. Nie dopuszczałam tego, że coś może się nie udać, tego nie było w planie. To była największa sprawa, jaką się zajmowałam. Nie mogłam tego spieprzyć, ani nikt, kto w tym uczestniczy, żaden członek mojego zespołu.
- Hej, Juliet, gdzie to zanieść?
     Podszedł do mnie Patric z wielką zgrzewką, jakiegoś owocowego napoju, który Justin zażyczył sobie do picia. Nie było to jakieś specjalnie trudne do sprowadzenia, ale za to nazbyt drogie. Ma też wymagania.
- Zanieś do głównej garderoby, w której będzie Justin, bodajże pomieszczenie numer 4. - mrugnęłam mu okiem z uśmiechem. Skinął głową i oddalił się z towarem.
     Przyznam, że byłam dość zdenerwowana. Wszystko spoczywało na mnie. Na 19letniej dziewczynie, która na głowie miała też ostatnie egzaminy. Wiecie, że nawet nauczyłam się jednej jego piosenki na ten koncert? I'll show you, czy coś takiego. Spodobał mi się tekst, po prostu tekst. Jest tam wiele prawdy. Nie wiem czy on śpiewa szczerze i czy naprawdę tak uważa o samym sobie? To w sumie w tym momencie mało ważne. Wielu ludzi dzięki temu może odpowiedzieć na pytania, które ich nurtują. Ale chwila, moment. Nie przypisujmy mu tej zasługi.
- Wszędzie cię szukałem!
      Pokierowałam się impulsem emocji i wpadłam w ramiona Briana. Objął mnie mocno, jakby ta bliskość, była jakąś obietnicą. Od czasu naszego pocałunku w Vancouver, wszystko jakoś się zmieniło. Nie, nie jesteśmy parą czy coś w tym rodzaju, ale czuję większą odpowiedzialność za niego i wydaje mi się, że on jakby również chciałby chronić mnie przed wszystkim no i jestem dla niego bardzo ważna. Nie wiem co dokładnie do mnie czuje. Wiem, że nie jest to cienka nić. To jest silne, stabilne, jakby nierozerwalne. Czułam, że nie ważne co się stanie, to i tak zawsze będę mogła na niego liczyć.
     Nathan i Kate chyba domyślają się, że coś łączy mnie z Brianem. Zauważyli, że przestał podrywać każdą dziewczynę, która stanęła mu na drodze. Do tej pory nie wiedzą, że był ze mną w Vancouver, nie wiedzą, że się całowaliśmy, nie wiedzą o spotkaniach. Zawsze tłumaczę to im jakimś krótkim "rozmawiam z nim, jak z każdym". Nie są głupi. Może po prostu boli ich to, że nie mam odwagi powiedzieć im prawdy? Ale nie siedziałam w tym sama. Brian również nikomu nie powiedział. Coraz częściej zastanawiało mnie to, dlaczego my właściwie robimy z tego taki sekret?
- Zdenerwowana? - uśmiechnął się delikatnie.
- Tylko troszkę. - odwzajemniłam gest, dotykając jego identyfikatora, który mu załatwiłam, by mógł dostać się na backstage. Nie poradziłabym sobie chyba bez jego wsparcia.
- Dasz radę. Zostało półtorej godziny, niedługo nasz gwiazdor powinien się tutaj pojawić.
- Ochrona obstawia już tylne wejście. Gdyby miał przedzierać się przez ten tłum nastolatków, nie zdążyłby się nawet przygotować.
     Zaśmialiśmy się oboje. Zapomniałam, że w pobliżu kręci się Kate, której również załatwiłam wejściówkę, dzięki czemu nie musiała płacić za VIPowski bilet, który zawierał autograf i zdjęcie, Bóg wie ile pieniędzy. Dziękowała mi już chyba z pięćset razy. Odsunęłam się od Briana, wbijając wzrok w podłogę. Chłopak westchnął. Czyżby było mu ciężko?
- Mam to gdzieś. - usłyszałam nagle. - Nie będę się z niczym ukrywał i jeśli będę miał na coś ochotę, to będę to robił, bo żyje się tylko raz, prawda? - zbliżył się tak bardzo, że nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
- Brian, porozmawiamy o tym później, okej?
- Który raz już to słyszę? - zaśmiał się gorzko.
- Wiesz, jak jest. Czas na taką rozmowę przyjdzie, ale na pewno nie jest on teraz.
     Uśmiechnął się smutno i westchnął ponownie. Spuścił wzrok, a mi samej było głupio. Nie wiedziałam co powinnam teraz zrobić. Dotknąć go? Przytulić? Odejść? Cholera, nienawidzę tego.
    Niespodziewanie poczułam jego usta na swoich, a jego obie dłonie na moich policzkach. Przymknęłam oczy i pozwoliłam sobie odpłynąć. Po chwili odsunął się ode mnie nieznacznie, patrząc mi w oczy. Czułam jego oddech w swoich nozdrzach i cholera, uwielbiałam go czuć.
- Kompletnie nie rozumiem tego, dlaczego nie potrafimy pozwolić sobie na bycie szczęśliwymi..
     Splótł nasze obie dłonie i złożył pocałunek na moim czole. Nagle usłyszałam kaszel i kilka silnych głosów, z prawej strony, w którą się odwróciłam. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Kilkanaście metrów od nas znajdował się Justin z kilkoma ochroniarzami i swoim menadżerem. Szli w naszą stronę. Puściłam dłoń Briana, ale tylko jedną. Chłopak trzymał drugą i gładził kciukiem jej powierzchnię. Przełknęłam ciężko ślinę i patrzyłam się w jego kierunku. Miał na sobie czarne spodnie z niskim krokiem, białą, długą koszulkę i czerwoną kurtkę z dziwnego materiału. Do tego czarne buty i czapka. Wyglądał niesamowicie bogato. Nie było się co dziwić. Przecież właśnie o to chodziło, prawda? Gdy nasz wzrok skrzyżował się, zobaczyłam zdenerwowanie, a jeszcze wyraźniej wyczułam złość, wnioskując to po zaciśniętej szczęce.
- Oto jestem. - powiedział.
- Widzę. Cały i zdrowy. - odparłam z uśmiechem. - Jak lot? - spytałam, chcąc jakoś pociągnąć rozmowę.
- Jestem trochę zmęczony, mogę wiedzieć gdzie moja szatnia? - był taki ironiczny.
- Brian, zaprowadzisz Justina? - spojrzałam na mojego.. Przyjaciela?
- Jasne, pójdę tylko po klucz. 
- Wielkie dzięki. - przewrócił oczami Justin, obejmując Briana spojrzeniem mordercy.
- Zżera cię stres, czy coś? - spytałam, grając rozluźnioną.
- Właściwie ciekawość, której piosenki tekst będziesz najgłośniej wykrzykiwać. - puścił mi oczko.
- Muszę cię rozczarować, znam tekst tylko jednej, której nie ma w twoim dzisiejszym programie. Jedyną, która ma dla mnie sens głębszy niż "będę twoim srebrem, będę twoim złotem".
- Jak widać znasz dwie, skoro właśnie podajesz cytat. - wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Zdradzisz mi, która aż tak cię urzekła?
- I'll show you. - czyżbym zasmuciła go tym, że żadna jego piosenka mi się nie podoba, tylko ta najnowsza?
- Mam klucz, możemy iść. - nagle Brian pojawił się między nami.
- Nareszcie. - westchnął Justin.
     Zmrużyłam powieki, żegnając go spojrzeniem. Tak jak myślałam, nie musiałam wcale go poznawać, by wiedzieć jaki jest. Samolubny egoista, arogant, zadufany w sobie i zbyt pewny siebie rozpieszczony, bogaty dzieciak. Nic go nie obchodzi, uważa się za nie wiadomo kogo. No cóż, nie dla wszystkich jest jak Bóg.
- Juliet Perry, dobrze cię znowu widzieć.
     Scooter uśmiechnął się do mnie.
- Ciebie również. - podkreśliłam pierwsze słowo.
- Nie wiem co go ugryzło. Dopóki tu nie weszliśmy wszystko było w porządku. Może trema? - zaśmiał się, ukazując białe zęby.
     Co takiego mogło się wydarzyć od momentu, gdy wszedł do środka? Nie miałam pojęcia i szczerze w ogóle mnie to nie interesowało. Przyjechał tutaj śpiewać, nie stroić fochy. Nie będę tolerowała żadnego mieszania w mojej pracy.
- Widzimy się później. Niech ten nerwus sobie odpocznie. - powiedziałam, podając Scooterowi szczegółowy plan występu. Mrugnęłam do niego, mijając go.


      Nie wiem co mi się kurwa stało. Miałem świetny humor, dopóki nie wszedłem do tego pomieszczenia. Gdy zobaczyłem ją całującą się z tym chłopakiem, coś jakby się zatrzymało. Nie to,  że byłem zazdrosny czy coś, no bo o co i z jakiego powodu? Nie wiem, dlaczego ten widok tak na mnie podziałał. Może poczułem się zbyt samotny, albo wspomnienia wróciły? Cokolwiek było powodem, chciałem się tego pozbyć i jak najszybciej mieć wszystko za sobą. W dodatku wkurzało mnie to, że ja ją kompletnie nie interesuje.
    Pragnąłem właśnie tego momentu, gdy stanę przed nimi wszystkimi, a w ręku będę trzymał mikrofon. To jedyne, co mi zostało, co daje mi jakiekolwiek poczucie szczęścia. Te krzyki, oklaski, zapłakane twarze. Zapłakane ze szczęścia, że mnie widzą. Pośród tych ludzi, czułem się tak dobrze. Potrzebny, uwielbiany, doceniany. To właśnie to, czego najbardziej potrzebowałem. Akceptacja i zainteresowanie. Oni wszyscy naprawdę mnie kochali, nie wiedząc, jaki tak naprawdę jestem. Kochali mój wykreowany wizerunek. Ale w tym momencie nie przeszkadzało mi to, ponieważ cierpiałem. Pragnąłem uleczenia, którym właśnie byli oni wszyscy. Miałem miliardy osób, a czułem się w cholerę samotny.
- Zmieniłem zdanie, co do ostatniego numeru, który dla was wykonam. Miało być 'As long as you love me', ale zdecydowałem się na mój najnowszy kawałek. Mam nadzieję, że was nie zawiodę? - powiedziałem głośniej do mikrofonu, co spotkało się z wielką falą okrzyku zadowolenia.
     Podszedłem do operatora muzyki i do chłopaków z zespołu, by zagrali nowy kawałek. Ćwiczyliśmy go, wiec nie powinno być problemu. Tancerze zbiegli ze sceny, przez zmianę planów. Wstawiłem mikrofon w statyw i objąłem go dłońmi. Gdy usłyszałem pierwsze melodie, serce zaczęło mi szybciej bić. To był pierwszy występ na żywo z tą piosenką. Ale to chyba nie o to chodziło.
     Pierwsze wersy wychodziło z moich ust naprawdę ostrożnie. Czułem wszystkie te emocje wewnątrz siebie. Dawno nie czułem się tak na scenie. Mimowolnie spojrzałem w lewo, gdzie zauważyłem Juliet. Stała tam, oparta o ścianę. Patrzyła w moim kierunku. Przez cały koncert jej tam nie było. Zaśpiewałem tą piosenkę i zmieniłem jej maniakalnie perfekcyjny plan specjalnie. Nie wiem co mnie podkusiło. Powiedziała, że to jedyna, która jej się podoba, która ma głębszy sens.
     Postanowiłem naprawdę wczuć się w ten kawałek. Gdy zacząłem śpiewać refren i wykonywać wysokie dźwięki, wyobraziłem sobie te wszystkie piękne miejsca, w których kiedykolwiek byłem i ponownie spojrzałem w jej stronę. Śpiewała razem ze mną, tyle, że pod swoim nosem. Nieśmiało się uśmiechała, obejmując się kurczowo ramionami. Cudowny widok, gdy osoba, która jest wobec ciebie zupełnie obojętna, śpiewa twój kawałek. Nie wiem dlaczego tak to przeżyłem, przecież miliony dziewczyn śpiewa moje numery. Ona była tylko jedną z nich.
    Gdy skończyłem, po raz trzeci spojrzałem w jej kierunku. Klaskała. Gdy się uśmiechnąłem, odwróciła się i odeszła, a ja pożegnałem moją publiczność. Wiedziałem, że czeka mnie teraz ładnych parę godzin rozdawania autografów i pozowania do zdjęć. Zszedłem ze sceny i udałem się do mojej szatni, przed którą było już kilkanaście moich fanów.
     Po niewiarygodnie długich dwóch godzinach wykonywania na zmianę kilku czynności, wreszcie usiadłem na miękkiej sofie i przymknąłem oczy, odpływając na chwilę. Napiłem się mojego ulubionego, owocowego napoju i wychyliłem głowę zza drzwi mojej garderoby, która wreszcie była pusta. Zauważyłem kilku sprzątających ludzi, jakichś ludzi z identyfikatorami i Juliet. Stała z tym chłopakiem, z którym się całowała. Po chwili przestał ją przytulać i poszedł w innym kierunku, machając jej na pożegnanie. Nie wiem co mnie podkusiło, ale wyszedłem z garderoby i ruszyłem w jej kierunku.


__________________________________________________
Lubię ten rozdział. 
Kocham Justina.
Kocham pisać o nim i z jego perspektywy *.*

zostawcie po sobie jakiś ślad...

WATTPAD  

1 komentarz:

  1. Hmmm trochę szybko wszystko idzie.
    Mam nadzieję że to nie będzie kolejna oklepana historia.
    Jak na razie jest w porządku jestem ciekawa co zrobi gdy do niej podejdzie.
    Pozdrawiam.
    Shwaty B.

    OdpowiedzUsuń