czwartek, 25 sierpnia 2016

9. "Two sides of a medal."

Two weeks later...
     Dzisiejszy dzień miał być od dechy, do dechy zaplanowany. Jak zwykle musiałem ten plan rozwalić. Całą noc nie spałem. Lubiłem ten czas, gdy nagle musiałem wziąć notes, laptop, cokolwiek i pisałem. Tworzyłem nową muzykę, nową piosenkę. Kochałem ten stan. To właśnie była jedna z tych nocy. Nie zdarza mi się to często, ale powstał nowy kawałek, w całości.
     Właściwie, nie wiem o czym myślałem. Po prostu miałem w głowie melodię, do której układałem słowa. Byłem tak cholernie zadowolony. Plan wydania nowej płyty, szedł jak najbardziej po mojej myśli. Chciałem wielkiego powrotu.
     Usiadłem z powrotem na szeroki parapet okna w mojej sypialni i wziąłem gitarę do ręki. Szarpałem struny w rytm mojego dzieła, kładąc kartkę z nabazgranymi słowami przed sobą. Zacząłem sobie nucić refren, który coś w sobie miał.

"You ain't gotta be my lover for you to call me baby
Never been around no press, ain't that serious

Can we, we keep, keep each other company
Maybe we, can be, be each other's company
Oh company"**

       Przechyliłem butelkę z wodą, tuż po tym, jak przedstawiłem piosenkę Scooterowi. Starałem się dać z siebie wszystko, bo mimo naszych kontaktów, Braun był naprawdę wymagający, co mnie cieszyło. Ktoś musiał trzymać nad tym wszystkim pieczę, bo inaczej dawno wymknęłoby mi się to spod kontroli.
- Napisałeś to w nocy?
- Nie wiem jak to się stało. - zaśmiałem się.
      Mój menadżer też się zaśmiał i usiadł na sofie, naprzeciw mnie z założonymi na piersi rękami. Jego mina niewiele ukazywała. W sumie nigdy nie było wiadomo, czego można się po nim spodziewać. Był chyba jedyną osobą, która jakkolwiek mnie znała, prócz mojej mamy. Na samo jej wspomnienie, w moim wnętrzu pojawiała się tęsknota. Była niedaleko ode mnie, ale widywałem ją naprawdę rzadko, przez moją pracę.
- Powiesz coś, czy będziesz tak milczał?
- Czemu właściwie wyszedłeś do tej dziewczyny, Justin?
      No i szlag trafił cały mój dobry nastrój. Dlaczego on właściwie o to pyta, tak nagle, bez powodu? Czemu on mi to robi? Z drugiej strony wiedziałem o co mu chodzi. Chciał mi wmówić, że napisałem to, pod wpływem poznania Juliet. Przecież tak nie było. Zwykła dziewczyna, poznaje takich dziennie naprawdę dziesiątki, gdy gdzieś wychodzę. Może nie poznaję, a widzę. Jej też właściwie nie poznałem. Co ja o niej wiem?

- Myślisz, że to takie łatwe? By kogoś poznać, musisz dać komuś swoje serce, otworzyć się, zdjąć maskę, pod którą skrywasz się w ciągu dnia, przed tymi kamerami i blaskami fleszy. Nie wiem, czy potrafiłbyś to zrobić, Justin. Szczerze? Nawet w to wątpię.
- Surowo mnie oceniasz. - zaśmiałem się smutno. Zastanawiało mnie, dlaczego ma o mnie takie zdanie. Przed chwilą mówiła o poznaniu kogoś, a ocenia mnie bez jakiejkolwiek wiedzy o tym, kim jestem naprawdę.
- Nie oceniam cię surowo, jestem realistką. Zresztą nigdy nie będę miała okazji, by zmienić zdanie. 
- Okazję trzeba stworzyć. - spojrzałem na jej twarz, na której po chwili pojawił się nieśmiały uśmiech zakłopotania. Była naprawdę piękną kobietą i nie tylko zewnętrznie.

- Justin! - Scooter podniósł głos. - Nie odlatuj.
- Sory, zamyśliłem się. - przeczesałem dłonią włosy.
- Odpowiesz na moje pytanie, czy będziesz udawał, ze nie słyszałeś? - ukazał białe zęby w uśmiechu.
- Chciałem się rozerwać, też potrzebuje trochę adrenaliny. - wzruszyłem ramionami. - Wiesz, jak się bałem, jak zareagujesz? - zacząłem się zgrywać i skuliłem się, udając, że trzęsę się ze strachu.
      Scooter rzucił we mnie poduszką i obaj wybuchnęliśmy śmiechem. Nie będę z nim o niczym takim rozmawiał, bo tak naprawdę to nie ma o czym. Sam jestem świadomy, że więcej jej nie zobaczę. Ale nie tylko na tym zatrzymuje się moja świadomość. Wiem też to, że mimo iż więcej jej nie zobaczę, to długo jej nie zapomnę.
- Tekst jest świetny, Justin, naprawdę dobry. - pokiwał głową z uznaniem, na co szeroko się uśmiechnąłem. Jego pochwała znaczyła dla mnie naprawdę dużo. - Idealna na nową płytę. - dodał.
- Też o tym myślałem. 
- Trzeba ją dopracować, ale jestem z ciebie dumny, syneczku. 
      Często tak do mnie mówił. Może dlatego, że był za mnie po części odpowiedzialny? Zresztą spędzał ze mną większość czasu. Prócz dni, gdy wracał do żony. Ceniłem go za to, ile dla mnie poświęca. Chyba nikt nie zrobił dla mnie tyle, co Scooter.
- Wrócimy do tego, tymczasem powinieneś przygotować się na dzisiejsze spotkanie u Ellen. Pierwszy wywiad od kilku miesięcy.
- Pierwszy, ale bardzo przewidywalny. Spytają o Selenę i płytę, którą zapowiedziałem. No i oczywiście o to, dlaczego przez ostatnie miesiące, praktycznie nie pokazywałem się publicznie. 
- Myślę, że to nie jedyne powody, dla których cię zaprosiła. - zmarszczył czoło i uniósł brwi.
- Te twoje sugestie zaczynają mnie bawić. - uciąłem.
       Wziąłem pady leżące na stoliku i rzuciłem jednym w jego kierunku. Na szczęście kupiliśmy te bezprzewodowe. 
- Jeden mecz. Co ty na to? - wiedziałem, że nie mógłby odmówić. 


      Byłam tak cholernie podekscytowana i zdenerwowana tym wszystkim, co miało się dzisiaj stać. Od rana układałam sobie mniej więcej plan mojego zachowania, styl wypowiedzi. Byłam już w hotelu w Los Angeles, stojąc gotowa przed lustrem.
      Założyłam nową sukienkę, którą kupiłam specjalnie na tą okazję. Do tego wsunęłam stopy w czarne szpilki z ciemno-beżowym akcentem, dla stworzenia kontrastu. Uwielbiałam eksperymentować z modą, kolorami, stylami. Odnajdywałam się w tym doskonale. Fale moich włosów potraktowałam lakierem, by utrwalić stylizację, a przednie kosmyki upięłam do tyłu. Na usta nałożyłam szminkę o nieco ciemniejszym niż skóra kolorze. Wytuszowałam rzęsy, poprawiłam nieco brwi, użyłam trochę pudru. Wydawało się być perfekcyjnie. Zamówiłam taksówkę, która miała przyjechać za 10minut, więc szybko udałam się do windy. 
      Trzęsły mi się dłonie, gdy już siedziałam w aucie. Nigdy nie byłam w telewizji, a wiem, że ten program jest emitowany na jakimś kanale. Wypuściłam ostrożnie powietrze, pisząc SMS-a Brianowi, że wszystko jest okej i że właśnie zmierzam do budynku, gdzie wywiad się odbędzie. Psiknęłam się moimi ulubionymi perfumami, z powrotem chowając je w mojej czarnej kopertówce. 
     Zapłaciłam taksówkarzowi i wysiadłam z czarnego mercedesa. Los Angeles było naprawdę pięknym miastem. Niestety zawsze jak o nim myślałam, przypominało mi się, że Justin gdzieś tutaj ma dom. Tak przynajmniej mi powiedział. Nie myślałam o nim zbyt dużo, czasem mi się przypominało, jaki z niego pewny siebie gwiazdor. Wszystko wróciło do normy, zupełnie nie interesuje mnie ten chłopak, choć wiedziałam, że to z jego powodu tu jestem. O niego będą mnie pytać.

     Mówiąc sobie w myślach, że wszystko będzie dobrze, ruszyłam na przód, gdy wywołano moje imię. Wzięłam głęboki wdech i po prostu stawiałam kolejne kroki, mimo tego, że nogi miałam jak z waty. Mój makijaż i tak został poprawiony przez tutejszych charakteryzatorów, wizażystów, czy jak się tam na nich mówi, co przyznam szczerze mnie trochę zasmuciło. Naprawdę myślałam, że jest super. 
     Ujrzałam niemałą publiczność, trzy fotele, jeden zajęty przez drobną blondynkę z krótkimi włosami. Ciepło się uśmiechała, tworząc naprawdę miłą wizję najbliższego czasu. Pokonałam odległość, która nas dzieliła i podeszłam do kobiety, słysząc głośne oklaski.
- Ellen Degeneres, witam cię skarbie, wyglądasz obłędnie. - podała mi dłoń, którą lekko uścisnęłam.
- Juliet Perry. - uśmiechnęłam się. Przed wejściem na wizję, obsługa przyczepiła malutkie mikrofony, dzięki którym było mnie słychać w całym studiu. 
- Przecież wiem, kogo zapraszałam. - zaśmiała się, a razem z nią cała publiczność.
     Poczułam się zakłopotana, nawet bardzo. Założyłam nogę na nogę i próbowałam nie dać niczego po sobie poznać. Kobieta zadawała mi przeróżne pytania, na które starałam się elokwentnie odpowiadać. Po kilku minutach uspokoiłam się i nieco się rozluźniłam, otwierając się na rozmowę. Pytała mnie o moje zainteresowania związane właśnie z różnego rodzaju angażowaniem się w różne akcje, pytała o szkołę, przyszłe studia itd. Było ciekawie, naprawdę czułam się dobrze, dopóki nie zadała pytania, które całkowicie zbiło mnie z logicznego myślenia. 
- Ostatnio moja droga, organizowałaś koncert Justina Biebera w Seattle, jeśli dobrze wyszperałam. - publiczność zaśmiała się z jej zabawnych docinków i przesadnej szczerości. - Belieberki piszą, że było cudownie, wspaniale i tak dalej, i tak dalej. - znów śmiech, nawet ja się zaśmiała, ta kobieta była naprawdę świetna. - Sam Justin podziękował ci na twitterze.
      Wskazała głową ścianę za nami, na której wyświetlił się post Justina, tuż po ukazaniu wpisów jego fanek po koncercie, w którym podziękował mi, wszystkim fanom, którzy byli na koncercie i zakończył tym, że wszystkich kocha. Przygryzłam wnętrze policzka, ponieważ nie wiedziałam do czego Ellen zmierza.
- Tak, tak. - przytaknęłam.
- Pewnie było to wielkim przeżyciem dla ciebie spotkanie z nim, mam rację?
- Denerwowałam się, jak przed każdym wydarzeniem, które organizuję. Szczerze mówiąc, przyjęłam to "na klatę". - zaśmiałam się. - Poszło mi dobrze i jestem zadowolona, a co najważniejsze publiczność była. - przemyślałam swoją odpowiedź.
- Doprawdy? - Ellen zmarszczyła brwi. - Więc nie jesteś jego fanką?
- Można tak powiedzieć. - po moich słowach w studiu zapanowała napięta atmosfera. Publiczność zaczęła buczeć i gwizdać. Co ja na to poradzę? Mówiłam tylko prawdę, nie będę kłamać, tylko po to, by dobrze wypaść, jak ci wszyscy celebryci, nie jestem taka.
- A co powiesz na to słoneczko?
      Serce zaczęło mi walić, a na ścianie za nami, skąd znikł post Justina, ukazało się nasze zdjęcie sprzed hotelu. To cholerne zdjęcie, które zrobił, jakiś dupek i dużo mu za nie zapłacili. Z trudem przełknęłam ślinę i zdałam sobie sprawę z tego, że na tym zdjęciu, jestem naprawdę zbyt blisko Justina. Nie wygląda to dobrze.
- Nie wygląda to, jakbyś nie lubiła naszej gwiazdeczki. 
       Publiczność zaczęła klaskać i śmiać się. Usłyszałam też kilka głosów dziewcząt, a raczej odgłosy zazdrości i zachwytu.
- To nie jest to, na co wygląda. Po prostu rozmawialiśmy. 
- O pierwszej w nocy, przed hotelem? - śmiech - Rozumiem, omawialiście romantyczny spacer, który przed chwilą skończyliście? - znów śmiech.
- Nie, na ekranie wszystko wygląda inaczej. - pokręciłam głową. - My po prostu.. - urwałam, nie wiedząc kompletnie co powiedzieć, wszystkie moje ułożone w głowie schematy zniknęły. - To tylko..
- Widzę, że próbujesz kręcić, więc spytamy drugą stronę o zdanie.
       Że co? Nie, to nie możliwe. Błagam, tylko tego jeszcze brakowało. Jestem kompletnie skończona. 
- Justin, chodź do nas! - zawołała głośno Ellen. - Oboje nie wiedzieli o tym, że będą dziś u mnie we dwójkę! - zwróciła się do publiczności i wszyscy roześmiali się.
     Gdy ujrzeli Justina zaczęli krzyczeć, piszczeć i klaskać. Zwróciłam głowę i ujrzałam go, po dwóch tygodniach. Ponownie wyglądał perfekcyjnie, a ja nie mogłam uwierzyć w to, że właśnie zostałam wplątana w ten pieprzony świat celebrytów. Najbardziej chyba wkurzało mnie to, że oni wszyscy myśleli, że coś nas łączy, a tak nie było. I nigdy nie będzie.


** Tekst z najnowszej piosenki "Company" z płyty "Purpose"
(tłumaczenie:  Nie będziesz moją kochanką, mówić do mnie kochanie
Nigdy nie będzie presji, to nie na poważnie
Czy możemy dotrzymać sobie towarzystwa?
Może my, możemy być dla siebie towarzystwem
Oh towarzystwem)





__________________________________________________
Uwielbiam 'Company', nie wiem jak wy.
Fajnie pisze mi się to FF <3

Co myślicie o wizycie Juliet u Ellen?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz